czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 77.

Audrey's POV:

Zayn otworzył swoje drzwi po drugim zapukaniu, jego oczy najpierw powędrowały do Finna w moich ramionach, a potem do mojej zalanej łzami twarzy. - Uhm. - Powiedział wolno. - Chcesz wejść do środka?

Moja dolna warga zadrżała. - Proszę.

Wszedł do środka, wpuszczając mnie za sobą, wcześniej sprawdzając w zmieszaniu korytarz, zanim zamknął za sobą drzwi. Odłożyłam Finna na podłogę i usiadłam na jednym z pluszowych, uroczych siedzeń, kuląc się do małej piłki i starając się nie wyglądać, tak żałośnie, jak się czułam.

Unikając jego spojrzenia, obserwowałam, jak Zayn usiadł na rogu swojego łóżka i parę razy przebiegł swoimi dłońmi przez nogi. Minęła minuta ciszy, a on kliknął pilotem na telewizor i zaczął przeskakiwać po kanałach, jakby mnie nawet nie było w pokoju.

Właśnie dlatego przyszłam do niego. Zayn wiedział, kiedy nie mówić nic i Zayn wiedział, kiedy mówić wszystko. Wiedział, kiedy zamknąć swoją buzię i trzymać moją dłoń w ciszy. Wiedział, kiedy wyciągnąć ze mnie, co się stało.

Reklamy zaczęły migać na ekranie. Byłam pewna, że nie oglądał tego, co było w telewizji, cokolwiek to było; bardziej był skupiony na podłodze i jakieś wiadomościach, które pojawiały się na jego telefonie co parę sekund. Zayn był niesamowity.

- Okej. - Powiedziałam cicho. - Okej.

Popatrzył na mnie przez swoje długie rzęsy. - Pies potrzebuje jakiegoś jedzenia?

- Nie, Harry nakarmił go zaraz przed koncertem. - Powiedziałam, sięgając w dół, by pogłaskać Finna, pociągając nosem. - Powinien czuć się dobrze. Z drugiej strony, ja na pewno nie czuję się dobrze, Zayn. Nie rozumiem tego kurwa. Po prostu nie rozumiem.

- Wytłumacz. - Powiedział lekko.

Schowałam swoja twarz w zagłębieniu krzesła. - Okej, wiesz o kontrakcie? Tym, którym ja i Harry jesteśmy związaniu? - Popatrzyłam na niego, by zobaczyć, jak powoli kiwa głową, zanim kontynuowałam. - Zawsze myślałam, że nie ma żadnych szans, by nas z niego wykupić. Żadnych. Utknęliśmy.

Zayn zmarszczył swoje brwi. - Racja. Ale jeszcze, jakieś, dwadzieścia cztery dni. Harry cały czas o tym napierdalał.

To było wystarczające, by mój żołądek zacisnął się, grożąc tym, że zaraz zwymiotuję swoją zawartość na tę hotelową podłogę. Musiał to zauważyć, bo nagle posunął mnie w bok, tak że mógł skulić się kolo mnie na kanapie broda oparta na czubku mojej głowy.

Wzięłam drżący oddech, tuz przy jego obojczyku. - Tak, cóż. To mogło być o wiele wcześniej niż teraz.

Milczał.

- Mógł za to zapłacić. - Powiedziałam delikatnie. - To wszystko. Mogl dać im te pieniądze i mogliśmy mieć za sobą tę całą rzecz.

- Harry nigdy nie będzie pod kontraktem, z którego nie mógłby się wykupić.

- Mógł zrujnować zespół. Nie... Nie wiem. Miał prawnika, który na to spojrzał parę dni później, gdy go podpisał i dowiedział się, ze może za to zaplacic. Ale, on, nie zrobił tego? Prawnie dalej został do mnie przywiązany. On nawet mi tego nie powiedział.

- Harry jest...

- Opiekuńczy? - Przerwałam. - Zazdrosny? Niesamowitym człowiekiem, który dba o niemożliwie wielką ilość osób, które kocha? Szczery?

Trzepnął mnie w nos. - Wszystko, co wymieniłaś. Ale jeśli Harry to zrobił, zrobił to tylko dlatego, żeby cię chronić. W sumie, także i siebie. Ale widziałem, jak on na ciebie patrzy, Aud. Oczywiste jest to, ze nie chciał żebyś odeszła i dlatego to zrobił.

- Boże, Zayn, myślisz, że tego nie wiem? To właśnie próbował mi powiedzieć, gdy wychodziłam.

- Wiec dlaczego to zrobiłaś? Odeszłaś.

- Bo on nawet nie dał mi wyboru.

Palce Zayna wbiły się w mój bok. - Zrobiłabyś to?

Wzdrygnęłam się. Wcześniej, gdy Harry robił cały czas te obłudne komentarze i gdy musiałam wyciągać go z barów, a potem udawałam na imprezach perfekcyjna dziewczynę. Wcześniej, gdy próbowałam zdobyć zaufanie Harry'ego, gdy zmuszali nas do tych randek. Wcześniej, gdy nie byliśmy HarrymiAudrey.

Zanim wszystko zaczęło się komplikować, gdy zaczęliśmy być Harrym i Audrey, starającymi się wymyślić, jak do cholery mamy się ze sobą pogodzić. Ale, nawet wtedy, myśl o odejściu od tego skomplikowanego bałaganu jakim był ten facet, była zbyt trudne.

- Nie. - Powiedziałam stanowczo. - Nigdy bym go nie zostawiła. Nawet wtedy, gdy był w tamtym stanie. A potem został moim najlepszym przyjacielem. A potem... Nigdy przenigdy, bym od niego nie odeszła. Nigdy w życiu.

- Audrey. Tylko o tym pomyśl.

Westchnęłam kolo niego. - To wlaśnie dlatego tutaj jestem, Zayn. To właśnie dlatego, nie jestem już w powrotnym samolocie do Los Anegels.

Nastąpiła chwila ciszy. - Rozumiem, dlaczego jesteś zła. Skłamał, rozumiem to. Ale ten kontrakt już na was tak nie wpływa, prawda? I kończy się naprawdę niedługo kochanie, ja po prostu... czuję, że powinnaś posłuchać to, co ma ci do powiedzenia?

- Zdradził mnie. Zamieszkałam z nim po ledwie sześciu miesiącach spotykania się. Wychodziłam z nim na kolację niezliczoną ilość razy, gdy byliśmy na siebie strasznie wkurzenie, że nie mogłam nawet jeść. Ja... nie jestem pewna, czy bylibyśmy razem, gdyby nie ten pierdolony kontrakt.

- Może nie. - Powiedział cicho Zayn. - Ale czy to byłoby dobre?

Moja głowa z każdą sekundą zaczynała coraz bardziej pulsować. - Nie, kurwa, oczywiście że nie. Ale, on powinien był mi powiedzieć. Powinien dać mi wybór odejścia od niego, tylko gdy zaczęliśmy się naprawdę umawiać. Nie powinien nigdy ukrywać przede mną tak dużej sprawy. Nigdy.

- Rozumiem.

- Dziękuję. - Prychnęłam. - Po prostu nie mogłam siedzieć tam i patrzeć, jak jest taki smutny. Chciałam go pocałować i przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, wiesz? Ale on patrzył na mnie, gdy cierpiałam niezliczoną ilość razy przez presję tego kontraktu i nigdy nie powiedział ani jednego słowa. Nigdy nawet nie spróbował.

- Harry miał swoje powody, obydwoje to wiemy.

- Wiem. Wiem. Tylko nie jestem pewna, czy te powody były na tyle dobre, by okłamywać mnie przez prawie rok.

Dłoń Zayna przebiegła przez moje włosy kojąco, delikatnie i z troską. - Powinnaś pójść spać. Naleję Finnowi trochę wody i ten, zajmę się nim. Ale ty powinnaś się trochę przespać, kochanie. Po prostu przespać.

Z tymi słowami, wsadził swoje dłonie pod moje ciało i zaniósł mnie delikatnie do łóżka. Przytuliłam go mocno przez minutę, zanim opadłam na poduszki. Zayn wiedział, kiedy się odezwać i Zayn wiedział, kiedy pocałowac mnie w czoło i położyć spać.

Zayn był moim najlepszym przyjacielem i wiedział, że byłam na krawędzi, by to wszystko stracić. - Nie odeszłaś. - Wymamrotał, gdy opadł z powrotem na krzesło. - Wiem, że masz choleryczny temperament, ale nie odeszłaś. To dużo mówi, tak? To mówi bardzo dużo o wszystkim.

Sen nadszedł nagle, niezaprzeczalnie, zabierając odpowiedź prosto z moich ust.

***

Prysznic był włączony, gdy się obudziłam, suchy nos Finna mocno przyciśnięty był do mojej kostki i gęsia skórka pokrywała moje ramiona. Co nie miało sensu, bo Harry lubił, jak w pokoju było ciepło, zazwyczaj zbyt ciepło, więc powinnam raczej być oblana potem i... nie byłam w pokoju Harry'ego.

- Kurwa. - Powiedziałam cicho z ciągle zamkniętymi oczami. Moją następną odpowiedzią było sięgnięcie i uderzanie w poduszkę koło mnie, tak jakby to miało w jakiś sposób to odrobinę polepszyć, wyzwolić z siebie trochę złości, którą miałam. Nie pomagało. - Kurwa. Kurwa. Kurwa.

W łazience, prysznic wyłączył się i mogłam słyszeć, jak Zayn grzebie się w niej. Godzina na zegarku koło łóżka wskazywała 8:47. To było zaskakujące, że już wstał; jeszcze bardziej zadziwiające było, że był obudzony i funckjonował, ale nie tylko zwijał się na krześle balkonowym i palił.

Drzwi otworzyły się, a do środka wtargnęła ściana pary i świeżo umyty Zayn, jego włosy opadały nisko na jego czole. - Dzień dobry. - Powiedział nisko, ostrożnie. - Jakie masz plany na dzisiaj?

- Najprawdopodobniej siedzenie tutaj?

- Audrey.

Westchnęłam cicho. - Porozmawiać z Harrym. Spróbować nie zamordować Harry'ego. Wiesz, gdzie jest?

Zayn przewrócił na mnie swoimi oczami. To była kolejna dobra rzecz w nim: nie pakuje się w czyjeś sprawy. To była prawdopodobnie cecha, przez którą tak dobrze się dogadywaliśmy. - Mieliśmy dzisiaj zespołowe śniadanie, które przespałem. Prawdopodobnie jest w swoim pokoju. Może z Niallem. Nie wiem.

- Może mógłbyś do niego napisać?

- Nie mam nawet jego numeru. - Powiedział Zayn, jakby to było normalne. - Po prostu idź do pokoju. Nie graj na zwłokę.

- Muszę się ubrać. Na dzisiaj. Włożyć na siebie prawdziwe ciuchy.

- Nie. Graj. Na. Zwłokę.

Narzekałam ze złości, gdy zrzuciłam z siebie kołdrę. Cóż, naprawdę musiałam się przebrać, ponieważ nie było szans, że ciuchy z wczoraj są czyste, ale również nie było mowy, że Zayn będzie tolerował mnie przez następne dziesięć minut w tym pokoju. - Dziękuję ci, że mogłam tutaj zostać. I że mnie wysłuchałeś.

- Tak, tak. - Wymamrotał, ale mogłam zobaczyć, że uśmiech igra w rogu jego ust. - A teraz wynoś się stąd.

Dałam mu szybkiego buziaka w policzek, zanim mógł mnie odepchnąć. - Kocham cię. - Krzyknęłam, gdy szłam do drzwi, Finn posłusznie dreptał za mną.

- Ja ciebie tez. - Okrzyczał, a potem dodał cicho. - Choć skłamałbym, gdybym powiedział, że wiem dlaczego!

Tak po prostu, stałam na korytarzu sama z Finnem. Część mnie chciała po prostu wrócić do LA, tak jak powiedziałam, że zrobię, do domu i być złą na siebie, zaprosić Olivię i Lydię na dziewczyńską noc i po prostu płakać z nimi. Ale po tym wszystkim, to było po prostu za łatwe, by tak się poddać.

Ale inna część - ta większa część - wiedziała, że ta prostota nie była nawet opcją. Więc wzięłam głęboki oddech i poszłam troszeczkę szybciej korytarzem do pokoju Harry'ego, który dzieliłam z nim mniej niż dwanaście godzin temu. Zapukałam raz, ostro.

- Przepraszam, przepraszam, ciągle tutaj jestem! - Odkrzyknął Harry, niskim głosem. - Możesz posprzątać jakby, później? Niedługo wyjdę, przepraszam!

Oparłam głowę na drzwiach. - To ja.

Cisza, która mi odpowiedziała była zbyt długa, by powiedzieć, że była normalna. Moje pięści zacisnęły się po moich bokach w napiętej ciszy, niespokojnie czekając na jakikolwiek dźwięk, który doszedłby z drugiej strony drzwi. I wtedy drzwi się otworzył.

Widziałam smutnego Harry'ego, widziałam wkurzonego Harry'ego, tak naprawdę wiedziałam każdy rodzaj emocji na twarzy Harry'ego przez ten rok. Chodziło o to, że wolałabym zobaczyć jeden z tych wyrazów twarzy, nawet nienawiści, niż to puste spojrzenie, którym mnie obdarzył.

Przechylił swoją głowę na bok, jego oczy były bez życia. - Myślałem, że pojechałaś.

Bezradnie podniosłam moją dłoń. - Planowałam to. To był chujowy plan, tak myślę, jeśli mam być szczera.

- Był. - Zgodził się cicho Harry. Jego palce stukały we framugę. - Gdzie spałaś?

- U Zayna.

Mrugnął raz, wolno. - Jesteś ciągle zła?

- Tak. - Powiedziałam. - Tak, bardzo zła. Mogę wejść?

- Jasne. - Jego jabłko Adama poruszyło się w jego gardle. Patrzyliśmy na siebie przez następną sekundą, zanim ostrożnie przesunął się w bok, pozwalając mi wejść. Pokój wyglądał na jakiś pusty, dopóki nie zorientowała się, że taki jest, ponieważ wszystkie moje rzeczy stąd zniknęły i były gdzieś w pokoju Zayna.

Niezręcznie rozglądnęłam się dookoła, niepewna, gdzie usiąść. Wydawało mi się, że zwinięcie się w nogach łóżka będzie zbyt osobiste, zbyt normalnie, żeby było dobre. Z drugiej strony, siedzenie przy małym biurku byłoby zbyt formalne. Skończyłam stojąc niezręcznie na środku pokoju, dopóki Harry nie kazał mi usiąść koło siebie na łóżku.

Jego kostki były białe, gdy przebiegał dłońmi po swoich kolanach. - Wiem, że nie zasługuję na to, żebyś tutaj teraz była. To wszystko. Ale dziękuję ci, tak sądzę. Dziękuję, że nie pojechałaś do domu.

- Żadne z nas nie zasługuje na to. - Powiedziałam cicho.

- To jest jak... gówno.

Mój śmiech wydawał się zbyt głośny w tym cichym pokoju. - Jest.

- Czy mogę, um, mówić pierwszy? To właśnie robimy, prawda? Rozmawiamy? - Spytał, patrząc na mnie kątem oka. Gdy skinęłam, oblizał swoje usta, zanim się odezwał, a potem chrząknął jeszcze parę razy. - Będziesz mi przerywać?

- Dlaczego miałabym ci przerywać? - Rzuciłam, prostując plecy na jego słowa.

Harry jęknął, jego głowa opadła lekko. - Ty po prostu... to jest najgorsza część w kłóceniu się z tobą. Jeśli nie jestem gotowy, albo, nie mam poukładanych myśli... ty po prostu wtrącasz się.

- Mów. - Zadrwiłam. - Nie będę się odzywać.

Przewrócił oczami, a potem ponownie westchnął cicho. Gra na zwłokę. Musiałam zebrać wszystkie siły, by nie wtrącić się i tak, to chyba było właśnie to, o czym mówił. Trzymałam buzię na kłódkę. - Kiedy w końcu wynająłem prawnika, żeby popatrzył na ten kontrakt... to było jakby trochę za późno.

- Przepraszam. - Wtrąciłam się, krzywiąc się na jego spojrzenie. - Zdefiniuj za późno. Proszę. Chciałabym bardzo wiedzieć, kiedy było "za późno" by powiedzieć mi coś takiego.

- Dobrze. Po prostu zacznę od początku, tak sądzę. Więc, zadzwonili do mnie, strasząc mnie trochę, grożąc, że skończą zespół i całe to gówno. Spanikowałem i podpisałem, dobra, nawet tego nie przeczytałem. - Powiedział wolno. - I wtedy zorientowałem się, że to jest kurewsko popierdolone i wysłałem to do mojego prawnika.

Dłoń Harry'ego wyglądała na zagubioną po jego stronie. - Powiedział, że tak naprawdę to była tylko taktyka zastraszenia mnie, coś, co może dac mi do myślenia, jak to się skończy, gdy dalej będę nawalał. Ale sam kontrakt był czymś, co mogłem spłacić bez większego problemu.

- Ciągle nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

Zacisnął swoje pięści. - Dopiero tam kurwa dojdę, Aud. Wysłałem to do mojego prawnika, po tym, jak poszliśmy na tę premierę filmową czy cokolwiek to było, a ty spałaś u nas. Po tym, byliśmy jakby przyrośnięci do siebie, wiesz, a on odesłał mi go tydzień później i... ja nie mogłem ci powiedzieć.

- Dlaczego nie?

- A co by było gdybyś chciała odejść? - Powiedział ostro. - Co wtedy, Aud? Wtedy ja znowu stałbym się jakimś pierdolonym facetem, który rujnuje wizerunek zespołu. Nikt nie chciał mi pomóc, oprócz ciebie. Więc.

- Mogłeś powiedzieć mi później. - Kłóciłam się. - Może wtedy, gdy poszliśmy na prawdziwą randkę. Albo gdy powiedziałam, że cię kocham. Albo...

- Tak, mogłem. - Wtrącił Harry. - Mogłem, ale potem mielibyśmy tę samą rozmowę, która mamy właśnie w tym pierdolonym momencie. Wtedy byś odeszła, tak jak zrobiłaś to poprzedniej nocy. Wtedy mogłabyś już nie wrócić. Więc nie zrobiłem tego.

- Harry...

- To wszystko było dla mnie. Jestem samolubnym skurwielem, zawsze byłem i to wszystko zawsze było tylko dla mnie. Nie wiem, co innego mam jeszcze powiedzieć, poza tym, że zostało tylko dwadzieścia trzy dni, zaszliśmy tak kurewsko daleko, i możemy to robić przez jeszcze następne dwadzieścia trzy dni. I kocham cię. Okej. To tyle. Skończyłem. Mów.

Przebiegłam dłonią przez twarz. - Po prostu nie rozumiem, jak mogłeś patrzeć na nas, gdy cała presja rozwalała nas tak dużo razy i nie powiedzieć niczego. Nawet jednego słowa. Patrzyłam jak ty rozpadałeś się tak dużo razy. Wiesz, jak bezsilna się wtedy czułam? Nie mogłam zrobić nic. Nic. Dopóki ty...

Harry otworzył swoją buzię, by coś powiedzieć, raz, drugi, zanim zamknął ją ponownie, tak jakby, to co miał zamiar powiedzieć, nie było do końca odpowiednie. Widziałam stres na całej jego twarzy: delikatna zmarszczka pomiędzy jego brwiami, a jego dolna warga wystawała trochę za bardzo.

To był ten sam stres, który był z nami przez praktycznie cały nasz związek. Nie ważne, ile razy uważaliśmy, że naprawdę jesteśmy razem, że nasz związek jest prawdziwy, zawsze z tyłu naszych głów prześladowała nas myśl kontraktu, który nas wiązał.

Kontrakt, który utrzymał nas razem, więcej niż raz, nie ważne, jak często próbowaliśmy temu zaprzeczyć.

- Czasami czuję się, jakby ten kontrakt w ogóle nie istniał, a czasami czuję, jakbyśmy się w nim topili, wiesz?

Jego palce drgnęły, sięgając moich, zanim się cofnął. - Tak. - Wydyszał. - Miałem iść go spłacić, by to skończyć. Chciałem iść znaleźć Annie, chwilę przed tym, jak przyszłaś.

Jak tylko to powiedział, zabrzmiało to śmiesznie. Dlaczego mielibyśmy kończyć coś, co jest tak bardzo bliskie końca? Byłoby inaczej, gdyby działo się to sześć miesięcy wcześniej. Ale dwadzieścia trzy dni w kontrakcie, to wyglądało jakbyśmy ulegali, jakbyśmy się poddawali.

- Może nie powinniśmy. - Podniosłam nieistniejący pyłek z moich jeansów. - Kończyć tego.

- Co kurwa? To ty chciałaś...

- Jezu. - Wymamrotałam, wzdrygając się z powodu jego wybuchu. - Wiem, wiem. Ale jeśli to skończymy, poczuję się, jakbyśmy się poddawali. Jakbyśmy dawali im wygrać. Chcę, żeby wiedzieli, że jeśli przeszliśmy przez całe to gówno, możemy przejść przez wszystko. Jeszcze tylko dwadzieścia trzy dni.

- Audrey. - Powiedział nisko Harry. - Wiem, że jesteś wkurzona, rozumiem to, ale to brzmi, jak naprawdę gówniany pomysł, patrząc na to, że wyszłaś ostatniej nocy, bo nie skończyłem tego.

Wzruszyłam ramionami i w końcu odwróciłam się, by na niego popatrzeć. Wgapiał się we mnie z kompletnie nierozumiejącą miną, zszokowana i może trochę złą. Co było prawdopodobnie lepszą reakcją, rozważając to, że przed chwilą nie było na niej nic.

- Nie musisz po prostu tkwić w tym, by coś udowodnić, Aud. Nie musisz tego zrobić by być wredną i złośliwą. Zapłacę za to, jakby, teraz. I wszystko się skończy. - Spróbował ponownie, jego głos brzmiał desperacko.

- Nie robię tego, by coś im udowodnić. Chce to zrobić dla nas.

Harry wyglądał, jakby miał się rozpłakać albo wybuchnąć śmiechem. MOże oba. - Audrey, to jest absolutnie najgłupsza rzecz, która kiedykolwiek wyszła z twoich ust. Bez urazy.

Wyzywająco skrzyżowałam swoje ramiona. - Trzymałeś nas w tym kontrakcie przez cały czas. Potem jeszcze, gdy go odnowiłam. Nieważne. Chodzi mi o to, że chcę, żebyśmy to skończyli.

- Czy to jest twój sposób, nie wiem, ukarania mnie? - Spytał wolno, jego dłonie ponownie nerwowo przejechały po jego kolanach. - Ponieważ właśnie tak to wygląda.

- Tak, to znaczy. Tak. To jest rodzaj kary dla nas obu, chyba. Ale to nie o to chodzi. Chodzi o to, że ty tutaj jesteś i ja jestem i jestem strasznie wkurzona na ciebie i prawdopodobnie nie będę z tobą gadać przez jakieś, dwa dni, ale chcę skończyć ten kontrakt.

Mruknął w zamyśleniu, a potem przeczesał swoimi dłońmi włosy, kolejna oznaka stresu. Ciągle byłam zła; i prawdopodobnie będę przez jeszcze jakiś czas, ale zostanie w kontrakcie przez następne dwadzieścia trzy dni wyglądało mi na lepsza opcję niż poddanie się.

- Wykupienie konktraktu to jak jakby nasze poddanie się. - Dodałam, tym razem ciszej. Wyglądało mi to na jedyne logiczne wytłumaczenie, poza udaniem się do samolotu z powrotem do LA i spakowaniu moich rzeczy, co tak naprawde i tak nie było możliwą opcją. - Nie myślałam poprzedniej nocy. Byłam bardzo impulsywna. Ale ja nie chcę się poddawać.

Kolejne uderzenie ciszy. - Czy ciągle masz zamiar mnie zostawić, gdy to się skończy?

- Prawdopodobnie nie, nie. Czy masz zamiar ukrywać przede mną coś takiego?

Jego usta podniosły się w lekkim uśmiechu. - Prawdopodobnie nie, nie.

- Więc zgadzamy się. Skończymy kontrakt.

Harry skinął ponownie, a potem jego dłonie w końcu odnalazły moje, ostrożnie wodząc po mojej skórze. Podniosłam moa dłoń i praktycznie czułam jego ulgę, gdy złączył nasze place razem, tak jakby nie mógł uwierzyć, że naprawdę mu na to pozwoliłam.

Trwaliśmy w ciszy przez moment, patrząc na nasze dłonie wędrujące po sobie, ciepłe i znajome. - Przepraszam, że ci nie powiedziałem. - Powiedział nagle Harry. - Powinienem był.

Wzruszyłam ramionami. - Tak, cóż, masz jeszcze dwadzieścia trzy dni, by czuć się z tym gównianie. Ja czułam się gównianie z powodu odnowienia tego, jakiś czas temu, ale teraz już nie. Przyszła twoja kolej.

- Powinniśmy urządzić imprezę. Taką prawdziwą imprezę. - Uśmiechnął się dziko. - Pierwszy dzień jako prawdziwa - prawdziwa para. Moglibyśmy miec balony i te inne gówna. Może jeden z tych wielkich banerów mówiący coś w stylu "Gratulacje z okazji 365 dni pierdolenia wszystkiego, ale ciągle trwania razem!" To byłoby ekstra.

- O mój boże. - Jęknęłam, przyciagając go w mocnym uścisku. - Co ja mam z tobą zrobić?

Harry zamruczał i przycisnął usta do mojego ramienia. - nie mam pojęcia. Ale proszę, nigdy mnie nie opuszczaj.
_______________________________________
Przepraszam, ale wczoraj, jak dosłownie miałam już przetłumaczony cały rozdział uciekł mi internet...>,<
Przepraszam za jakąś większą niż zazwyczaj ilość literówek etc, ale tłumaczyłam to nie na swojej klawiaturze i wiecie, jak to jest ;D
jfloiheajrgoHQAngdbsf *.*
jezu, 3 do końca! ;c
Następny w piątek! <3

#muchlove N.

8 komentarzy:

  1. OhMyWillHerondale17 lipca 2014 12:03

    Jeeeej! Brawo Zayn, postawiłeś ją do pionu. Są tacy uroczy <3

    Aud i Hazza znowu razem. Jak coś jeszcze się spieprzy to chyba wybuchnę. XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak ! Pogodzili się ! Dzięki Zayn ! Jesteś boski :3
    Troszkę mi się smutno zrobiło czytając ten rozdział ;x
    Nie wiem czemu, ale anyway. Aud dalej mnie wkurza... Nie wiem czemu, ale chyba ma taki sposób bycia xd
    Jeszcze tylko 3... Nie mogę uwierzyć, że to już koniec ;/
    Do następnego xx
    @droowseex

    OdpowiedzUsuń
  3. nie chce tego kończyć, tak bardzo nie chcę ;( cieszę się, że się pogodzili, uwielbiam ich <3

    OdpowiedzUsuń
  4. jeeeeej ♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja mam nadzieję na Happy end a boje się bo w ciągu tych 3 rozdziałów może się coś spieprzyć xD
    Ale czytałam epilog i jest *-* xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Mogoby sie to skonczyc bardziej dramatycznie. Bo to kolejna lzawa historia...oczywiscie bardziej realna niz Danger, ktorego z calego serca nie lubir wrecz nirnawidzr.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo *.* Jesteś wspaniała, taki mi smutno ze świadomością, że już niedługo koniec ;(

    OdpowiedzUsuń