poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 70.

Audrey's POV:

- Harry, proszę powiedz, że się spakowałeś. - Krzyknęłam z łazienki, gdzie ochlapałam zimną wodą swoją twarz, by się obudzić. Była czwarta nad ranem, a jego samolot odlatywał w mniej niż godzinę, a ten nawet jeszcze nie wyszedł z łóżka. - Chociaż wstań!

- Łóżko jest ciepłe. - Odpowiedział, jego głos był bardzo zaspany.

- Czy to ma być nie?

Harry nawet nie trudził się odpowiedzieć. Wytarłam swoją twarz, zawiązując moje włosy w kucyka, potem pobiegłam do sypialni i wskoczyłam do naszego królewskiego łóżka, gdzie ciągle leżał mój chłopak. Jęknął nisko w złości i schował się jeszcze bardziej pod kołdrę, gdy starałam się go obudzić.

Wielokrotnie dźgałam w jego twarz, przez co jęczał jeszcze mocniej. W końcu, gdy byłam już bardzo sfrustrowana, zeszłam z łóżka i zerwałam z niego ciężką, pikowaną kołdrę, zostawiając go nagiego w tym zimnym, porannym powietrzu i z jasnym, białym światłem nad głową.

Jęknął jeszcze bardziej i zwinął się do pozycji płodowej. - Jesteś diabłem. To jest okrutne.

- Twój samolot odlatuje za mniej niż godzinę. I wiem, że jeszcze się nie spakowałeś.

- Nie prawda. - Odciął się. - Widzisz tę małą torbę przy drzwiach?

Prychnęłam głośno i skrzyżowałam ramiona. - Torbę w dwoma parami jeansów i trzema koszulkami w środku?

- Tak. Dokładnie tę.

- To się nie liczy.

- Kupię sobie nowe ciuchy na trasie.

- Nawet nie masz tam szczoteczki do zębów.

- Kupiłbym wszystkie diamenty świata, gdybym za to mógł pospać dziesięć minut dłużej.

Otworzyłam buzię, by zaprotestować, jednak mój okropny, wkurzający i cholernie uroczy chłopak wydął swoje wargi i zrobił swoje oczy szczeniaczka. Jeśli te oczy by na mnie nie podziałały, sposób w jaki cicho wyjęczał /"proszę"/ podziałał.

Cały upór, który miał, właśnie został posłany w diabły. Z powrotem weszłam do łóżka, by do niego dołączyć, od razu kuląc się koło jego gołej klatki i wsuwając swoją głowę w zagłębienie jego szyi, dokładnie tam, by słyszeć równe uderzenia jego serca.

Uśmiechnęłam się, gdy przyciągnął mnie do siebie, najbliżej, jak to możliwe. - Prawdopodobnie spóźnisz się na samolot.

- Prawdopodobnie. Zawsze się spóźniam.

- Racja.

Jego ciepłe usta przycisnęły się do mojego czoła. - Jeśli bym cię tak dobrze nie znał, mógłbym powiedzieć, że próbujesz się mnie pozbyć.

- Nie mogłabym się ciebie pozbyć, nawet gdybym chciała. - Wyszeptałam. - Wiesz, jesteśmy prawnie zobowiązani do bycia razem i tym podobne.

Cichy chichot, który wyszedł z jego ust, był wystarczający, bym rozpromieniła się z radości, pocałowałam go mocne w jego włosy. Jego dłonie podniosły mój sweter i zaczęły błądzić po moich biodrach, wbijając się w moje boki, w próbie połaskotania mnie.

- Przestań! - Skarciłam go żartobliwie, odpychając jego dłonie. - Błagałeś mnie o więcej snu, więc śpij.

Przewrócił oczami, ale parę sekund później pozwolił im się zamknąć, gdy leżałam przyciśnięta do niego, podziwiając jego niektóre z przypadkowych tatuaży i naprężone linie jego mięśni. Moje skupienie zostało przerwane, gdy usłyszałam ciche pojękiwania z kuchni.

Harry praktycznie zaczął łkać razem z naszym szczeniaczkiem. - Pierdolony bezużyteczny sen. Wstaję.

Z ostatnim złożonym pocałunkiem, wyszłam z łóżka i udałam się do kuchni, by wyprowadzić Finna. Poranek już był ciepły, gdy wyszliśmy na tylne podwórko. LA zaczęło się szybko rozgrzewać, zbliżały się wakacyjne miesiące i już niedługo gorąco osiągnie punkt nie do zniesienia.

Finn szybko załatwił swoje sprawy i poszedł za mną z powrotem do środka, gdzie znaleźliśmy Harry'ego, ponuro siedzącego na kanapie z wielką torbą na swoich kolanach i czapce z daszkiem na swojej głowę. - Jestem gotowy. - Oznajmił. - Jestem gotowy, by złapać mój szalenie wczesny samolot.

- Czy masz więcej niż dwie pary jeansów?

Wyszczerzył się do mnie, pokazując wszystkie zęby i głębokie dołeczki. - Ja ogólnie mam tylko dwie pary jeansów, Aud. Chodźmy.

- Jesteś pewny, że nie chcesz wziąć jeszcze czegoś?

- Finna. - Powiedział, wzruszając ramionami. - I ciebie. Ale oczywiście to jest niemożliwe. Chodź no tutaj, chłopaku!

Zawołany szczeniak skoczył w otwarte ramiona mojego chłopaka i zaczął skwapliwie lizać jego twarz, a Harry śmiał się, próbując go uspokoić. Wiedząc, że i tak nie ma sensu, by go pospieszać, uśmiechnęłam się na widok tej dwójki, która teraz uprawiała zapasy i skierowałam się do kuchni.

Harry i Finn warczeli na siebie w drugim pokoju, gdy ja parzyłam sobie kolejny kubek kawy, a potem herbaty, dla mnie i Harry'ego. Gdy już je zrobiłam, wlałam je do kubków i krzyknęłam po raz ostatni na Harry'ego, by się pospieszył.

- Idę, idę! - Odkrzyknął, jego głos był pełen złości. - Ciągle mamy dwadzieścia minut!

Zwężyłam oczy. - Nie jestem w nastroju, by znosić gówniane pogaduszki Annie. Plus im szybciej pojedziesz, tym mniej będę płakać. Plus zobaczę cię za jakieś osiem dni, stosując się do planu, który otrzymałam od naszego szefa.

- Chcesz o tym porozmawiać?

- Nie rozpraszaj mnie. - Wysyczałam, kierując palec w jego pierś. - Zrobiłam ci herbatę. Chodź, gwiazdo. Masz chyba światową trasę albo coś.

Harry popatrzył na mój palec, który był skierowany dokładnie pomiędzy jaskółkami na jego piersi. Potem powoli wziął mój mały palec i rękę i pociągnął ją w dół, trzymając nasze palce złączone. Już chciałam otworzyć usta, by dalej mówić, gdy mocno naparł swoimi ustami na moje.

- To nie jest - /nngh./ - Nie było szans by zaprotestować, na te mocne, suche pocałunki. Od razu pojawiły się zęby, język i iskry.

Jego dłonie otoczyły kołnierz mojej kurtki i przyciągnął mnie bliżej, a ja nie mogłam powstrzymać mojego ciała przed natychmiastowym podejściem do niego. Nie było milimetra wolnej przestrzeni pomiędzy nami; tuliłam się do niego, jedna dłoń ciągle złączona z jego, drugą szarpałam materiał jego koszulki.

Wiedziałam, że to nie był pocałunek, który powinien wydarzyć się właśnie teraz, gdy Harry zaraz miał pojechać na lotnisko, by udać się na swoją światową trasę. To był pocałunek, który powinien zdarzyć się późno, w ciemności nocy, pocałunek rodzaju, po którym dzieje się o wiele więcej.

- Harry... - Spróbowałam go odsunąć, jedynie dostając prawie warknięcie od Harry'ego i przyciągnięcie jeszcze bliżej. Parę bezmyślnych, gorących pocałunków później, byłam w stanie odsunąć się i wziąć oddech, opierając swoje czoło na jego. - Powinniśmy już iść.

- Zamknij się, Audrey. - Jego usta były czerwone i opuchnięte, pasując do różowych rumieńców na policzkach. - Oh cholera... kochanie, nie płacz. Chodź tutaj. Nie płacz.

Nawet nie zdałam sobie sprawy, że płakałam, dopóki tego nie powiedział. Położył swoje ręce na moich biodrach i łatwo mnie podniósł, potem posadził mnie na naszym kuchennym blacie, zaraz obok czekających kubków czarnej kawy i herbaty.

Stanął pomiędzy moimi nogami z cichym westchnięciem, opuszki palców delikatnie spoczęły na moich udach, a jego czoło leniwie uderzyło w moje. - Nie płacz. Zobaczymy się niedługo, Aud. Będę cię widział bardzo dużo razy.

- To po prostu... jest... to będzie dziwne. Bez ciebie. I tak. Tego wszystkiego.

- Czuję, że nawet jak bym wyjechał o odpowiedniej porze, i tak byś ciągle płakała.

Moje usta uniosły się w skrzywionym uśmiechu. - Prawdopodobnie.

Żadne z nas nie odezwało się, gdy wycierał pozostałe łzy z moich policzków, całując mnie leniwie przez cały czas w usta. Nie powiedzieliśmy nic, gdy odsunął się i pomógł mi zejść z blatu, chwytając nasze kubki pełne kofeiny, zarzucając swoją torbę na ramię i prowadząc mnie do drzwi.

***

Nawet pomimo tego, że była piąta nad ranem, paparazzi czekali na nas na zewnątrz LAX, oczywiście wysłani przez management, by zrobić zdjęcia "perfekcyjnej pary" czule się żegnającej. To było właśnie to, czego nie chciałam, bo teraz całe pożegnanie będzie wymuszone.

- Czy musieli przyjść też dzisiaj? - Wysyczał Harry, najwidoczniej myśląc dokładnie to samo, co ja.

- Muszą być wszędzie, gdzie my jesteśmy. - Odpowiedziałam.

Wzruszył ramionami i wyciągnął kluczyki ze stacyjki. Oboje wyszliśmy, spotykając się na tyłach samochodu, ja desperacko chwyciłam brzeg jego koszulki moro, a on jedną ręką objął mnie, a w drugiej trzymał swoją niedopakowaną walizkę.

Ignorowaliśmy paparazzich i grupkę najwidoczniej bardzo oddanych fanów, którzy wstali o tej okrutnej godziny, by go zobaczyć i skierowaliśmy się do cichego lotniska, gdzie Annie i ogromny mężczyzna, który wyglądał jak ochroniarz już na niego czekali.



Usta Annie były zaciśnięte, a jej obcasy niecierpliwie stukały. - Skąd wiedziałam, że wasza dwójka się spóźni?

- Bo zawsze się spóźniamy, Anniekinz. - Odciął się z jękiem Harry. - Po drugie celowo planowaliśmy się spóźnić, żeby cię tylko wkurzyć.

- Nie śmieszne. Czy paparazzi zrobili dobre zdjęcia?

Jego ramię zacisnęło się wokół mnie. - Tak. Mogę już iść?

- Właściwie, lecę z tobą. - Rzuciła. - Masz swój paszport?

Harry wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć, co spowodowało, że zaczęłam się śmiać, gdy wyciągnęłam małą książeczkę z mojej tylnej kieszeni. - Nie ma, ale ja mam. - Podziękował mi ogromnym uśmiechem i krótkim buziakiem, co spowodowało, że uśmiechnęłam się jeszcze bardziej, a Annie zmarszczyła się, jakbyśmy zrobili coś źle.

- Chodźmy. Pożegnajcie się.

- Odprowadzę Harry'ego do bramek. - Wytłumaczyłam. - Uspokój się, Anniekinz.

Jej nozdrza zafalowały. - Nie, ponieważ paparazzi potrzebują dobrych ujęć. Pożegnacie się tutaj. - Odwróciła się do Harry'ego z jeszcze zimniejszym wyrazem twarzy, niż ten, którego używała dla mnie. - Czy ona ma tę bransoletkę, którą jej kupiłeś? I czy ty masz swoją?

- Właściwie to jest to naszyjnik. - Wysyczał.

- Cóż, lepiej, żeby wszyscy go zauważyli, okej? A teraz pospieszcie się.

Już chciałam jej coś odpowiedzieć, jednak Harry przyciągnął mnie do siebie, mówiąc mi, że to nie jest tego warte lekkim pokręceniem głową. Rzuciłam Annie ostatnie spojrzenie, zanim odwróciłam się i przytuliłam mojego czekającego chłopaka, z którym dzieliłam łóżko przez więcej niż sześć ostatnich miesięcy, który teraz wyjeżdża na tyle samo czasu.

To było wystarczające, żebym zaczęła płakać ponownie, łkając w kołnierz jego płaszcza. - Przepraszam. - Wymamrotałam. - Nie wiem, dlaczego ciągle płaczę. Zobaczę cię przecież, za jakiś tydzień. Na pierwszym koncercie.

- W porządku. Rozumiem to.

Jego dłonie wędrowały w górę i w dół po moich plecach w kojącym geście, do którego już się przyzwyczaiłam. - Po prostu miejmy to już za sobą. Pocałuj mnie, a potem odwróć się i odejdź. - Prychnęłam.

- O nie, Aud.

- Dobrze. - Wtuliłam się mocniej w jego ramiona. - Baw się dobrze na trasie. Dobrze śpiewaj i tym podobne. Złam nogę.

- Zrób dobry film.

- Zrozumiano, Styles.

Trwaliśmy w uścisku, dopóki Annie nie zakaszlała wkurzająco i w tym momencie niechętnie się od siebie odsunęliśmy. Dłonie Harry'ego ciągle były na mojej talii, a moje spoczywały na jego ramionach, nasze czoła były złączone razem, tak samo, jak nasze biodra.

- Kocham cię. - Wyszeptał, trącając mój nos swoim. - Do zobaczenie wkrótce.

- Ja ciebie też kocham.

Annie zakaszlała ponownie. - Chodźmy, Harry. Przegapisz swój lot. Paparazzi mają już ogromną ilość zdjęć.

- To nie jest dla paparazzi. - Przypomniałam jej, rzucając jej spojrzenie znad ramienia Harry'ego. - Czy możesz uspokoić się jeszcze na jakieś, pięć minut?

- Jak Audrey chce. - Powiedział Harry.

Popatrzyłam na jego koślawy uśmiech, złożyłam jeden, ostatni pocałunek na jego policzku i odwróciłam się od mojego chłopaka. Przez cały czas Annie patrzyła na nas sokolim wzrokiem, tak jakby czekała, aż jedno z nas popełni jakiś błąd w każdej chwili, a ona będzie musiała nam pomóc.

Nie było wystarczająco źle, że musiałam zostawić mojego chłopaka i puścić go na jakąś cholerną trasę koncertową po całym świecie; nie potrzebowałam jeszcze całego świata, paparazzich i każdego wkurzającego dziennikarza, który będzie obserwował mój ruch i czekał, aż popsuję nasz zakontraktowany związek.

- Kocham cię! - Krzyknął Harry, gdy szedł przez drzwi. Odwróciłam się, by zobaczyć, że
mocno się uśmiecha, stojąc z krzywymi nogami, dołeczkami w policzkach i całkowicie obłędny. Był zarozumiały i głupi i miał za dużo włosów, ale spowodował, ze cała sytuacja była warta tego wszystkiego.
___________________________________________________________
Uhu co ta Annie taka niecierpliwa? ;o 
smuteczek trochę...;c
do zobaczenia w środę! ;)

#muchlove N.

13 komentarzy:

  1. OhMyWillHerondale30 czerwca 2014 18:24

    No i jak sobie teraz Aud poradzi bez Harry'ego, huh? Bieednaa.
    Annie jest baaardzo wkurzająca -.- Niech ją proszę ktoś zepchnie ze schodów...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet im się pożegnać nie da no... co za baba :D
    Ale kocham to, w jaki sposób ją przedrzeźniają haha ^^
    Boski rozdział ;3 Myślę, że wytrzymają te 8 miesięcy, tym bardziej, że będą się spotykać między koncertami ;>
    Czekam na nexta xx
    @sluumberr

    OdpowiedzUsuń
  3. Glupia Annie !! Grrrr xD A rozdział... BOOOSKI 😍

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszczałam jak nastolatka napalona na frytki z maka, czytając ten rozdział ehhh...

    OdpowiedzUsuń
  5. Osobno ojojoj
    zapraszam do mnie: monu-passion.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Popłakałam się, nie wiem czemu :D
    Smutne, że się żegnają a ta Anne jak zwykle musi wszystko komplikować -.-
    Mam nadzieję, że Aud dotrwa do spotkania z Harrym bez jakiegoś zamieszania w pobliżu ;)
    Świetne tłumaczenie, trzymaj tak dalej! ;) xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Boski rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Słodki ten rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  10. O biedactwa ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. aw tacy slodcy:(
    @clapselena

    OdpowiedzUsuń
  12. Ostatnie zdanie 😍

    OdpowiedzUsuń
  13. Aww kocham Houndrey. Świetnie tlumaczysz

    OdpowiedzUsuń